Całe, poza IV biegiem, Mistrzostwa przeszły pod znakiem zmiennych i słabych wiatrów, a taka pogoda żeglarzom ewidentnie nie sprzyja. Znany polonijny sailman Andrzej Urbańczyk stwierdza w jednej z publikacji, że woli najsilniejszy przeciwny wiatr niż szarpiącą nerwy ciszę. Do jego opinii zdecydowanie przychylani się startujący w gdańskiej Stewie zawodnicy.
Nasza wojnę nerwów wygrał Mirosław Budnik, który w obu niedzielnych wyścigach zajął pierwsze miejsce a w dwóch sobotnich trzecie, co dało mu w sumie 8 pkt. Pomimo, że pierwszym biegu był jednym z przegranych pechowców, dalsza równa jazda przyniosła mu upragnione zwycięstwo. Jego zwycięstwo w Gdańsku cieszy tym bardziej, że Mirek właśnie z Gdańska pochodzi. Tu stawiał pierwsze kroki na pokładzie i tu ma wielu przyjaciół.
Podobnie pechowy w pierwszym biegu Georg Majkowski też wykazał odporność na stres i w kolejnych biegach zajmował zawsze o jedno niżej miejsce: w II – pierwsze, w III – drugie, w IV – trzecie, w V – czwarte. Zbierając w czterech biegach 10 pkt. zakończył zawody na drugiej pozycji.
Można wyobrazić sobie walkę pomiędzy kolejnymi na liście zawodnikami. Różnice pomiędzy trzecim miejscem Leszka Ulewicza (16 pkt.), a czwartym Michała Gąsiorowicza dzieli raptem 1 pkt., a piątemu wynikowi Andrzeja Kacały zabrakło do „pudła” tylko 3 pkt.
A to wszystko działo się przy tradycyjnych polskich potrawach, w rytm orkiestr i szant, z fajerwerkami, w wojskowych amfibiach, i wielu innych rzeczach.