15:03
28 marzec 2024
czwartek

Północna.tv

Ty też masz swój głos!

UŻYWANE: Chevrolet Cavalier – auto, które nikomu nie jest potrzebne

Zamieszczono dnia czw., 2014-07-10 11:11

Amerykański „Chevy” to marka należąca do koncernu General Motors, której samochody dostępne są w ponad 140 krajach na całym świecie – nawet boleśnie doświadczeni przez Niemców ostatnio Brazylijczycy, przemianowali swoją Corse na Chevroleta. To czwarta najczęściej kupowana marka samochodów na świecie. W Europie znana głównie z tego, iż wskrzeszono ją do życia, na gruzach koreańskiego, upadłego Daewoo – oferując później pod tą marką ładniejsze i tańsze Ople . Postanowiliśmy opowiedzieć historie, o ich jednym z najlepiej sprzedających się modeli jeszcze dekadę temu. W Europie, kompletnie w tej formie nieznanego...

Nieparzyste stacje radiowe, masa denerwujących kontrolek i... chowające się wycieraczki.



Mimo tego, iż na starym kontynencie, nikt nigdy o nim nie słyszał, to nawet pod koniec produkcji był najlepiej sprzedającym się modelem General Motors, plasował się wśród takich bestsellerów na terenie Ameryki Północnej jak Fordem Taurusem, Toyotą Camry oraz Hondami Accord i Civic. W USA klasyfikowany był jako „small car” a tu u Nas w Europie, jest odpowiednikiem Opla Vectry (Vectra sprzedawana w Wlk. Brytanii nosiła nazwę Cavalier). Do testów wybraliśmy 2 drzwiową odmianę coupe – najładniejszą z całej gamy. Jest ona popularniejsza niż 4 drzwiowy sedan, na którym bazuje. Sylwetka zdradza, iż styliści osadzili nadwozie na płycie podłogowej sedana. Widać to głównie po mocno od siebie oddalonych osiach, przez co średnica zawracania jest kolosalna. Przy tym wszystkim warto podkreślić, iż to na tle wielu innych jankeskich tworów, to dość ładny i zgrabny samochód – daleko mu do subtelności japońskich coupe, ale nie ma się czego wstydzić. Reflektory wyposażono w soczewki, mają bardzo ładny kształt, który przy kolejnych liftingach skutecznie popsuto. Co z tego, że mają soczewki, skoro święcą podobnie jak chińska latarka ze sklepu „wszystko za 5 zł”. Przód nadwozia podobny jest do tego z modelu Lumina sedan, natomiast tył – z dość wyraźnymi „kłami” w zderzaku – do modelu Caprice.



We wnętrzu masywna, prosta deska rozdzielcza z kierownicą jakby zabraną z Lincolna z lat 80-tych. Fotele pozbawione trzymania bocznego, bardziej przypominają wyściełane siedzisko w tramwaju. Gniazdo zapalniczki umiejscowione chyba losowo... przy stacyjce – ciekawe, czy zdarzyły się przypadki, że ktoś tam włożył kiedyś kluczyk? Fabryczny radioodtwarzacz wielkości wojskowej radiostacji odbiera tradycyjnie dla aut amerykańskich „nieparzyste stacje” – w większości przypadków, kierowca i pasażer zmuszeni są do słuchania rozgłośni z Torunia. Typowe dla samochodów amerykańskich jest namnożenie różnego rodzaju kontrolek, które mają zadanie przez cały czas pikać i denerwować podróżnych. Kontrolkę temperatury silnika wspomaga kontrolka niskiego poziomu płynu chłodniczego – ta z kolei wspomagana jest przez kontrolkę CHECK GAGES – informującą o... zapaleniu się ostrzegawczo, któregoś z instrumentów pokładowych. Wskaźnik poziomu paliwa rządzi się swoimi racjami... wygląda to tak, jakby całkiem przypadkowo informował ile paliwa jest w zbiorniku (w tym przypadku bije na głowę nawet te liczniki z Fiatów 126p i Cinquecento).


Wycieraczki najpierw wyłaniają się spod maski, dopiero później zaczynają „pracować” – nikt nie wie czemu. 3-biegowy automat pracuje akustycznie jak elektryczny agregat, biegi przełączają się spokojnie, bez szarpnięć. Skrzynia biegów przy tym wszystkim ma charakter „włoskiego, strajkującego kolejarza” – nic nie musi, na wszystko ma czas i jak już będzie chciał, to weźmie się do pracy.

Opisywany model wyposażono w rzędowy, 4-cylindrowy motor o pojemności 2,2-litra i mocy 122 KM. Prędkość maksymalna to 190 km/h a przyśpieszenie 0-100 km/h z automatem to 12,2 sek. 8 zaworowa jednostka nie jest dynamiczna, w dodatku musi radzić sobie z 1200 kg nadwoziem. Średnie zużycie paliwa to ok. 9 l/100 km. Czy są więc jakiekolwiek zalety?

To, co wyróżnia Cavaliera od innych pojazdów to z pewnością komfort jazdy, pomimo iż jest takim odpowiednikiem „Amerykańskiego Golfa dla ludu”. Pozwala na wyjątkowo płynną jazdę. Układ zestrojono komfortowo i sprężyście, zaletą jest również dość spory prześwit. Patrząc na szczegóły, zobaczyć można, że ten samochód zbudowano bardzo solidnie – drzwi mają zawiasy „jak od stodoły” i można się na nich wieszać (nie polecamy). Również obicia tapicerskie, czy materiały użyte do wykończenia wnętrza są twarde, ale dają poczucie jakby były na lata. Samochód ten nie cierpi skręcać, potrafi przy tym dość ładnie „zanurkować”. Wszystko to robi jednak z gracją lekko otyłego ex-gwiazdora filmów porno. Trzeba być totalnym ignorantem, żeby kupić sobie taki samochód – ten opisywany egzemplarz, należy do mnie.



Bartłomiej Chruściński / Zdj. Autor