09:04
20 kwiecień 2024
sobota

Północna.tv

Ty też masz swój głos!

Strażacy z Pręgowa pomagali po nawałnicy

Zamieszczono dnia wt., 2017-08-22 09:30

Zebrali się w ciągu zaledwie dziesięciu minut. Zdążyli spakować wodę do picia i pobrać umundurowanie. Chwilę później byli już w drodze do miejscowości Suszek w powiecie chojnickim, gdzie ogromna wichura odcięła od świata obóz harcerski. Już w drodze usłyszeli, że najprawdopodobniej są tam ofiary śmiertelne. Ich pierwszym zadaniem było przygotowanie przejazdu, którym do obozowiska dotrą służby ratunkowe.

- Bardziej niż zmęczenie fizyczne dokuczało nam to psychiczne – relacjonuje Arkadiusz Żeźnik, który przez kilka dni po dziesięć godzin, razem z innymi strażakami usuwał skutki nawałnicy. – Przed oczami mam obraz rodziców, którzy przyjechali odebrać swoje dzieci z obozu. Podchodziły do nas matki, pokazywały zdjęcia swoich pociech. Pytały czy nie widzieliśmy gdzieś ich dziecka. Łzy same cisnęły się do oczu. To była „załamka”.

Przez niemal tydzień strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Pręgowie brali czynny udział w usuwaniu skutków nawałnicy, która w nocy z piątku na sobotę panowała na Pomorzu. Piątkowa noc 11 sierpnia zaczęła się dość niewinnie od zwykłego wezwania do usunięcia powalonego na jezdnię drzewa w miejscowości Buszkowy. Była wówczas godzina 23.30. Druhowie z OSP Pręgowo stosunkowo szybko uporali się z zadaniem. Dwadzieścia minut po północy ekipa wróciła już do strażnicy. Jeszcze nie wiedzieli, że prawdziwa praca dopiero się zaczyna…

Zegar pokazywał godzinę  00:40, gdy strażacy z Pręgowa otrzymali dyspozycję ze Stanowiska Kierowania Komendanta Powiatowego  PSP w Pruszczu Gdańskim. Przekaz był prosty: stawić się w jak najkrótszym czasie w komendzie, skąd wyjedzie pluton z powiatu gdańskiego do pomocy w miejscowości Suszek w powiecie chojnickim. Jak dziś mówią - nie spodziewali się, że zdarzenie, do którego jadą ma aż taką skalę. Myśleli, że usuną dziesięć, może dwadzieścia drzew i wrócą do remizy… 

- Strażacy zebrali się w ciągu dziesięciu minut, zabierając ze sobą tylko umundurowanie, wodę do picia, sprzęt i udali się we wskazane miejsce – mówi Daniel Rabiega, komendant Gminnego Związku OSP w Kolbudach. -  Po przyjeździe, wraz z kolegami z innych jednostek powiatu gdańskiego, zobaczyli coś co ciężko opisać słowami. Nie było dosłownie niczego, wszędzie tylko powalone drzewa i słupy energetyczne. Ich pierwsze działania polegały głównie na wykonaniu drogi dla służb ratunkowych do obozowiska. 

Arkadiusz Żeźnik i Stanisław Rapczuk, to druhowie z niemałym już stażem. Obaj zgodnie przyznają jednak, że krajobraz jaki zastali w Suszku przerósł ich wszelkie wyobrażenia. 

- Chyba żaden ze strażaków biorących z nami udział w akcji nie widział czegoś takiego – mówi Arkadiusz Żeźnik. – Pożar domu, to jest tragedia. Jednak widok jaki tam zastaliśmy to był prawdziwy koszmar. Trudno to nawet opisać, to trzeba zobaczyć.

Strażacy, z którymi rozmawiamy przyznają, że warunki w jakich przyszło im działać były wyjątkowo trudne. Pracy nie ułatwiały trudności z łącznością komórkową. Brak prądu, ciemna noc i przerażeni ludzie.

- Widziałem już naprawdę wiele – mówi Stanisław Rapczuk. – Jeździmy przecież do różnych akcji, gdzie zdarzają się ofiary śmiertelne. Tam stanąłem jednak i poczułem się zupełnie bezradny. Nie zapomnę widoku ludzi, którzy bali się wyjść spod samochodów.

Aby dotrzeć do obozowiska wycięli wiatrołomy zalegające na 2,5 kilometrowym odcinku. Działali instynktownie. Okazało się, że od obozu dzieli ich jeszcze 5 kilometrów. Na szczęście pomoc szybciej dotarła od innej strony. Ogrom ich pracy nie poszedł jednak na marne.

Każdego dnia działali po około dziesięć godzin. Uzbrojeni w cztery piły, z których każda ważyła ponad 14 kilogramów, pracowali od godziny 8.00 do 18.00. Wieczorem wracali do Pręgowa i nie opuszczali remizy, która stała się ich domem. Tu przygotowywali i naprawiali sprzęt, aby następnego dnia rano wrócić i podjąć kolejne wyzwania. Napoje energetyczne i adrenalina pozwalały zapomnieć o zmęczeniu.

- Skala zniszczeń rzeczywiście jest przerażająca – mówi wójt Leszek Grombala. – To wielki dramat dla tamtejszej społeczności i ogrom wyzwań jakie stanęły przed służbami ratowniczymi i samorządami gmin spustoszonych przez nawałnice. Wiele nieprzespanych nocy i mrówcza praca służąca przywracaniu normalności. Usuwanie skutków potrwa jednak jeszcze wiele tygodni. Nasi strażacy dołożyli swoją cegiełkę, a właściwie ogromną cegłę. Trudno przecenić wysiłek jaki włożyli w usuwanie wiatrołomów i zabezpieczanie uszkodzonych domów. Od samego początku byli w miejscu tej wielkiej tragedii. Dziękuję im za to serdecznie w imieniu mieszkańców poszkodowanych miejscowości.

Po zakończeniu działań w Suszku nasi strażacy zostali przedysponowani do innych miejscowości w powiecie chojnickim aby usuwać powalone drzewa i zabezpieczać zerwane dachy. W kolejnych dniach, od poniedziałku do piątku, jeździli do powiatu chojnickiego, kościerskiego, kartuskiego i bytowskiego pomagać mieszkańcom usuwać powalone drzewa. 

Na dziś działania naszych druhów zostały zakończone. Ratownicy cały czas pozostają jednak „pod telefonem”. W każdej chwili mogą zostać ponownie wezwani do miejsc dotkniętych nawałnicą. Choć miniony tydzień kosztował ich wiele zdrowia i sił, a ich ręce i nogi pokrywają rany, w każdej chwili są gotowi wrócić i podjąć kolejne wyzwania.

–To było dla nas ogromne doświadczenie. – mówi Stanisław Rapczuk. - Wiele się nauczyliśmy. To był dla nas zaszczyt, że mogliśmy pomóc tym ludziom.

Dla nas to zaszczyt, że mamy takich strażaków. Dziękujemy za Wasze poświęcenie i zaangażowanie z jakim niesiecie pomoc. 

W działaniach brali udział:

  • Arkadiusz Żeźnik
  • Mariusz Rabiega
  • Dariusz Jakusz
  • Krzysztof Sołczyk
  • Ireneusz Sołczyk
  • Stanisław Rapczuk
  • Krystian Rapczuk
  • Jacek Rabiega
  • Mateusz Hirsz 

 

  • mat. Gminy Kolbudy + zdj. Paweł Sierżant
  •