07:04
20 kwiecień 2024
sobota

Północna.tv

Ty też masz swój głos!

Północna.TV TESTUJE: Skoda Kodiaq 2.0 TDi DSG 4x4

Zamieszczono dnia sob., 2017-04-29 19:57

Zanim przejdę do recenzji samochodu i przedstawię jego sylwetkę - tu w tym miejscu, chce gorąco Pozdrowić swoje dwie Kochane babcie. Babcia Alicja to skarb nie człowiek, sądzę że ma dużo z legendarnej Barbary Kwarc. Babcia Ala gotuje smacznie, ale hardcore’owo - jej racuchy z jabłkami są pyszne ale tuczące i tłuste. Do ugotowania sosu do spaghetti używa chyba pół litra oleju do smażenia na patelnie. Druga babcia - Barbara, jest technologiem żywienia z wykształcenia, gotuje smacznie ale zdrowo - odtłuszczone mięsko, dużo surówek z warzyw. To są dwa światy. Czy testowana Skoda Kodiaq łączy w sobie charakter rodzinnego, sprawdzonego samochodu z odrobiną "hardcore’owości" babci Alicji - 190 konny 2-litrowy turbodoładowany silnik Rudolfa Diesla znany z innych odmian aut z koncernu VAG, który sprężono z 7-biegową skrzynią DSG. Napęd 4x4, modny biały kolor – cóż chcieć więcej?

 

 

Wiele osób, które rozmawiały ze mną o tym samochodzie przed jego testem mówiły mi: "Eee... to Skoda, szału nie ma". Z czystością umysłu podszedłem do nowego Kodiaq’a. Pierwsze moje spostrzeżenia były bardzo pozytywne. Nadwozie nie jest krzykliwe – to świetny patent, którym koncern VAG mami Nas we wszystkich swoich samochodach poczynając od modelu Up! Aż do Phaetona. Inne wrażenia nasunęły się same po zajęciu miejsca za kierownicą - owszem fotele trzymają dobrze, ich regulacja jest tam gdzie być powinna. Wszystko jest na swoim miejscu – cieszę się, że zegary pozostały w konwencjonalnej formie i Skoda nie pokusiła się o montaż takich przypominających ekrany z Audi. To zupełnie zbędne i wpłynęłoby na cenę. Nie rozczarowuje skóra, która jest miła w dotyku i efekciarsko wygląda na fotelach. Czyżby Skoda zapuszczała się w rejonu półki Premium?

 

 

 

Zwracam uwagę na kiepską regulacje wysokości siedziska, jest mało precyzyjna i trochę się człowiek namacha dźwignią za nim faktycznie znajdzie swoją wysokość. Żeby dobrze mnie zrozumieć to dodam tylko że taką samą dźwignie znajdziecie w Golfie z 1998 roku.

 

 

 

Kokpit przyjemnie zaprojektowany – dla normalnego człowieka, nie ma wodotrysków. Ważny wątek stanowi mała, fajna kierownica wielofunkcyjna i odrobina jakiejś srebrnej połaci plastiku robiącej za metalową wstawkę. Można i tak. Fajne te odświeżone logo Skody. Ergonomia i jakość materiałów – na bardzo dobrym poziomie. Sens głęboki tego auta to innowacyjność w bardzo prostych rozwiązaniach. O czystość kamery cofania dba… spryskiwacz. Drzwi posiadają wysuwające się po otwarciu gumowe odboje, w drzwiach znajdziemy dwie parasolki ukryte w podłokietnikach. Nawet tak błaha sprawa jak miejsce w kokpicie na zaślepkę gniazdka zapalniczki sprawia, że czujemy się w tym samochodzie jak u siebie w domu.

 

 

 Zastrzeżeń nie budzi jakość innych użytych materiałów jak i ich spasowanie. Tu samochód trzyma faktycznie wysoki poziom, porównywalny z np. produktami Volvo. Również panel sterowania ogrzewaniem jak i radosne życie otaczające ekran w konsoli środkowej jest intuicyjne w obsłudze i pod palcami robi wrażenie solidnego. Tak, tu kłania się zdroworozsądkowe podejście babci Basi, a skoro już o wnętrzu mowa to nie do pogardzenia jest 560 litrowy bagażnik, w którym można zamieszkać z rodziną. Jedynym prawdziwie ciekawym stylistycznie akcentem we wnętrzu jakie można wyróżnić to zimna w dotyku (taka była rano), ale wyglądająca jak dzieło sztuki - dźwignia zmiany biegów. Przywodzi na myśl te stosowane w sportowych odmianach Audi. Zwłaszcza, że jest na nim logo DSG.

 

Sama skrzynia to też materiał na emocjonującą książkę dla maniaków motoryzacyjnych. 7-biegowe DSG to coś co chce w każdym samochodzie. Skrzynia pracuje w dwóch trybach: Babcia Ala i babcia Basia... W mieście (tryb Drive) biegi zmieniane są płynnie i nie czujemy pod ręką że jakieś zębatki właśnie się zazębiły. Nic nie szarpie, nic nie charczy nawet przy niewielkich prędkościach. Gdy przestawimy pracę skrzyni w tryb hardcorowy (Sport) charakterystyka Kodiaq’a zmienia się tak, jakby ta właśnie zażyła viagrę. Komputer wtedy stara się dobrać tak przełożenie skrzyni by silnik nie nie zszedł poniżej 3000 obrotów na minutę i nie ma to nic wspólnego z EcoDrivingiem - reakcja na pedał gazu jest natychmiastowa i momentalna. Można przełknąć ślinę.

 

 

Zawieszenie pracuje pewnie i precyzyjnie, Czesi chyba mają ciut lepsze drogi od Nas, choć podejrzewam że samochód strojono w Niemczech. Zaskoczeniem było dla mnie to że nie jest on przesadnie twardy - to dobrze, komfort jazdy pod czas normalnych podróży jest bardzo dobry. Podczas szybkiego pokonania zakrętu, wyczuwam delikatną podsterowność. Tył mimo sporych rozmiarów zachowuje się spokojnie i duża w tym rola "Anioła Stróża" – czyli napędu 4x4, którego większa praca trafia na tylne koła i ułatwia poręczność sporego samochodu.

 

Przechodząc do kwestii wyglądu auta nie sposób odnieść wrażenia że ludzie, którzy na mnie spoglądali - w swoich głowach myśleli: Czyżby Volkswagen przedłużył Tiguana… nie proszę Państwa, to Skoda Kodiaq i jest bardzo ładna. Gdy już, zapewne po przeczytaniu tego testu pójdziecie do salonu Skody, to stańcie sobie przed tym autem i… spójrzcie, że z przodu wygląda jak Range Rover Evoque – i to ma być wada? Najtańszy Kodiaq kosztuje 89 tys.zł – nasz testowy około 150 tys.zł.

 

Auto do testów udostępnił nam dealer: Skoda Plichta z Wejherowa.

 

Autor/Zdj: Bartłomiej Chruściński